A pamiętacie, jak Marlon Brando nie przyjął swojego Oscara?

Polityczne akcenty podczas ceremonii rozdania Oscarów wbrew pozorom pojawiają się bardzo często. Aktorzy, zaangażowani na różnych frontach w walkę o lepszą Amerykę, wykorzystują swoje pięć minut, by wypowiedzieć się na tematy, które wydają się niemal nie na miejscu w otoczeniu sukni i garniturów za setki tysięcy dolarów. W końcu Oscary to święto pozorów, konsumpcji i blichtru.

Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów takiego wystąpienia, a raczej jego braku, był Marlon Brando, który w 1973 roku nie odebrał Oscara za występ w Ojcu Chrzestnym.

Trzeba tutaj przyznać, że Brando wykazał się nie lada odwagą. Rola Vito Corleone była jego powrotem do gry po dziesięciu latach złej prasy i coraz słabszych propozycji. Aktor miał 49 lat i wydawało się, że jego kariera dobiega końca. Nie zjawić się na Oscarach w takiej sytuacji? A jednak. Co poruszyło go tak bardzo, że postanowił obrazić się na Akademię? Zobaczcie sami.

Sacheen Littlefeather, którą Brando wysłał na ceremonię w swoim imieniu, to aktywistka walcząca o prawa Indian. Miała przygotowaną piętnastostronicową przemowę, ale jeden z producentów zagroził, że usunie ją siłą, jeśli będzie mówiła dłużej niż przez minutę. Całą przemowę przeczytała prasie dopiero po zakończeniu ceremonii. Ponieważ urodziła się jako Marie Cruz (zmieniła imię po ukończeniu szkoły średniej), natychmiast po rozdaniu nagród próbowano ją zdyskredytować, twierdząc, że jest wynajętą przez Brando aktorką i nie ma nic wspólnego z Indianami. Nie było to prawdą, Littlefeather jest córką rodowitego Indianina. Rzeczywiście, próbowała swoich sił w aktorstwie, miała nawet rozbieraną sesję zdjęciową w Playboyu. Ale czy to cokolwiek zmienia? Faktem jest, że w latach 70-tych indiańskie ruchy społeczne gwałtownie się rozwijały. Littlefeather wspomina w swojej przemowie o Wounded Knee. Chodzi o miejsce w rezerwacie Pine Ridge, gdzie odbyło się ostatnie starcie zbrojne między siłami amerykańskimi i indiańskimi w 1890 roku. Dzisiaj mówi się nie o bitwie pod Wounded Knee, ale o masakrze, ze względu na ogromną różnicę w uzbrojeniu pomiędzy stronami i ponieważ wśród Indian bardzo dużą grupę stanowiły kobiety i dzieci. W roku 1973, tuż przed ceremonią rozdania Oscarów, grupa indiańskich aktywistów rozpoczęła okupację tych terenów i ogłosiła niepodległość. W odpowiedzi FBI odcięło działaczom prąd i zablokowało dostawy żywności. Okupacja trwała aż do maja. Tak więc Littlefeather nawiązywała do bardzo aktualnych wydarzeń.

Oczywiście Hollywood niewiele mogło zrobić w kwestii Wounded Knee. Ale mogło zrobić to i owo w kwestii ukazywania mniejszości. W tamtych czasach Indianie w filmach, o ile w ogóle się pojawiali, pokazywani byli wyłącznie jako karykaturalne postacie o charakterze prześmiewczym albo złodzieje i degeneraci. Jak zresztą wszystkie inne mniejszości. Brando tłumaczył później w jednym z wywiadów, jak ogromną szkodę wyrządza się dzieciom, pokazując Indian w filmach wyłącznie jako ludzi „dzikich, brzydkich, groźnych, zdradzieckich, pijanych”. (Źródło: The Time Marlon Brando Boycotted Oscars To Protest Hollywood’s Treatment Of Native Americans) Jego słowa wciąż są aktualne.

Czy jego gest cokolwiek zmienił? Wydaje się, że niewiele. Mniejszość indiańska, podobnie jak Afroamerykanie, do dziś staje się centrum fabuły niemal wyłącznie w filmach historycznych, czy to westernach, czy rozliczeniach białych z własną, niechlubną przeszłością. Brando nie żyje, o Sacheen Littlefeather niewiele kto pamięta. Oscary wciąż odbywają się z pompą, ale bez udziału mniejszości. Upłynie jeszcze z pewnością wiele księżyców, zanim ich sytuacja w Hollywood się poprawi.

PS. Temu blogu stuknęło w tym tygodniu pięć lat. Nie wiem, jak to możliwe.

 

Dodaj komentarz